Początek nowego!

– Jakie mam wspomnienia ze Świąt Bożego Narodzenia,  jak jeszcze mieszkałam z rodzicami? – powtórzyła z zadumą moje pytanie.

Po jej twarzy przemknął grymas niezadowolenia. Spojrzała na mnie z lekkim niepokojem, odetchnęła głęboko i powiedziała cicho:

– Właściwie to nie wiem, jak to ująć. Trochę je lubiłam, trochę nie. Zawsze byliśmy w szerszym gronie. Do mojej babci zjeżdżała się cała rodzina. Ktoś tylko spróbowałby się wyłamać. O rety! – tutaj głos załamał jej się na chwilę. Zamknęła oczy. Zobaczyłam, jak zwija obie dłonie w pięści. Spokojnie czekałam, aż zacznie mówić dalej.

– O czym to ja mówiłam? No tak… jeździliśmy zatem do babci. Ale to nie był główny problem, o nie! Bo zanim tam się znaleźliśmy… Bo wiesz, nigdy nie miałam pewności, czy tam dotrzemy. Popatrzyła na mnie z zakłopotaniem. Miałam wrażenie, że chce się upewnić, że jestem gotowa na ciąg dalszy.

Wychyliłam się w jej kierunku, żeby dać sygnał, że słucham ją z uwagą.

– Przed świętami to był istny horror. Moja mama wpadała w szał sprzątania i przygotowań. Miała taką przypadłość, że zawsze na święta wypróbowywała nowe przepisy. Ileż było stresu, czy się uda, czy nie będzie za słodkie, za słone. A jak nie wstrzeli się w smaki gości?. Może brzmi to teraz zabawnie, ale wtedy w ogóle nie było to śmieszne. Mama chodziła wściekła jak osa z wizją potencjalnej porażki.

Na krótko przed świętami była już wykończona, a wtedy jej złość przybierała jeszcze bardziej na sile. „Nikt mi nie pomaga! Na nikogo nie mogę liczyć!”- wykrzykiwała, fukała, przestawiała wszystkich po kątach.

Nie można było po prostu usiąść sobie w spokoju, bo to budziło jej totalną wściekłość. Trzeba więc było markować robienie czegokolwiek. O! Wtedy była bardzo zadowolona. Zaczynała nawet opowiadać jakieś historie z dawnych lat.

– Ale mój ojciec najwyraźniej nie miał ochoty się dostosowywać do humorów mojej mamy i być przestawiany z kąta w kąt – powiedziała. Wygląd jej twarzy się zmienił, pochyliła głowę, zamknęła oczy i kontynuowała:

– Po prostu od czasu do czasu rzucał uwagę typu „Jak chcesz mieć siedem placków to sama sobie rób. Co mnie to obchodzi? Ja nie jem słodyczy. A i jedna sałatka wystarczy zupełnie.”.

Urwała swoją opowieść. Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Była zawstydzona.

– Ty wolałabyś, żeby tata odpuścił i dostosował się do tego? – zapytałam ją, by dać jej chwilę oddechu.

– W sumie tak. Bo na tym się nie kończyło. Od słowa do słowa i rozkręcała się niezła awantura. O wszystko. Niemal od początku świata – odpowiedziała, a jej głos drżał niebezpiecznie. Wiedziałam, że wspomnienia tamtej chwili wróciły do niej z dużą siłą, choć minęło już 20 a może nawet 30 lat. One były nadal żywe i tak samo silne.

– Wiesz, ja nikomu do tej pory tego nie opowiadałam – powiedziała, a łzy kropla po kropli zaczęły spływać po jej zaróżowionych policzkach. 

– Tak bardzo się wtedy bałam. Tak bardzo nie wiedziałam, co zrobić. Bo przecież święta! I te beznadziejne myśli „Jak to się skończy tym razem?” – kontynuowała, a łzy spokojnie płynęły. Jakby chciały obmyć wszystkie te złe wspomnienia i przynieść ukojenie.

Wyciągnęłam do niej obie dłonie i powiedziałam:

– Jeśli chcesz możesz dać mi swoje. Jesteśmy tutaj razem, nie jesteś sama – dodałam zachęcająco. Podała mi swoje dłonie. Ścisnęłam je i poczułam jak bardzo są zimne. Poczułam jej samotność i bezradność. Z moich oczu także popłynęły łzy.

– Wtedy on zaczynał pić. Upijał się, ale nie tak do końca. Wrzeszczał, czasami rzucał czymś o podłogę. To było straszne. Próbowałam go uspokoić. Bardzo bałam się o matkę. Nie wiedziałam, co zrobić. Dzisiaj już wiem, że nie miałam żadnych szans. Ale wtedy za każdym razem myślałam, że po prostu go poproszę, a wtedy on przestanie. Ale nie przestawał – wypowiedziała te słowa ostatkiem sił. Zaczęła łkać.

Byłam obok i kojąco głaskałam ją dłoniach. Cierpliwie czekałam aż wypłacze te wszystkie złe wspomnienia. Po chwili sięgnęła po kolejną chusteczkę. Otarła łzy, oporządziła nos i powiedziała:

– Już. Wystarczy. To było. Czas zabrać się za moje dorosłe życie. Wiem, że sporo schrzaniłam, a moje małżeństwo wiele stawia do życzenia. Ale nic. Zacznę od siebie i tyle – spojrzała na mnie, jakby chciała zdać mi pytanie, czy dobrze to wymyśliła.

– Tak. A później zobaczysz co dalej – odpowiedziałam.

A Ty? Jak wspominasz święta z domu rodzinnego? Może Twoja historia jest inna, a pomimo to nie są to wspomnienia pełne łagodności i miłości? A może także wychowywałeś/-łaś się w domu, w którym rodzic nadużywał alkoholu, a nawet był uzależniony?

Czy dzisiaj budujesz szczęśliwe i dobre relacje? Czy Twoje dzieci dorastają w bezpiecznej i pełnej miłości rodzinie?

Święta Bożego Narodzenia mogą przynieść nowe  Życie. Także i Tobie, jeśli zechcesz.

Podnieś głowę!

  • Jeśli pochodzisz z domu, w którym nadużywano alkoholu.
  • Jeśli jesteś w relacji z osobą uzależnioną od alkoholu, pornografii, mediów społecznościowych, komputera lub innych używek.
  • Jeśli ktoś z Twoich najbliższych jest uzależniony…

ZAPISZ SIĘ NA WARSZTATY ROZWOJOWE. Skorzystaj z fachowej pomocy i dowiedz się, jak możesz pomóc sobie i innym.

O Agatce, która musiała być dzielna

– Ding dong! – znajomy głos dzwonka wyrwał mnie z myślenia o niebieskich migdałach. Ewidentnie był to znak, że ktoś wszedł do sklepu, ale nikogo nie zobaczyłam w drzwiach. Wychyliłam się więc zza lady i ujrzałam rozwichrzoną czuprynę Agatki, a na jej ramionach duży plecak, który sięgał prawie do jej kolan.

– Dzień dobry! – powiedziała grzecznie podchodząc do lady i wspinając się na paluszki podała mi jak zwykle kartkę z nabazgraną listą zakupów.

Spojrzałam na listę.

– 10 plasterków szynki tej co zawsze, dwa mleka…”- mruczałam pod nosem. W tym czasie Agatka uważnie patrzyła, czy na pewno wszystko uda mi się rozczytać.

– Jak ma się twój mały braciszek? – zapytałam ją zawijając plasterki szynki w szeleszczący papier.

– Dużo płacze. Nie lubię tego, jak mamy i taty nie ma w domu. Ale nie boję się wcale, o nie! Mama powtarza mi, że muszę być dzielna, bo bardzo potrzebuje mojej pomocy – powiedziała Agatka i podniosła dumnie głowę do góry. Zajrzała na ladę i sprawdziła, czy aby na pewno wszystko dobrze szykuję.

– Zostajesz sama z braciszkiem w domu? – zapytałam ostrożnie, choć nie do końca udało mi się ukryć zdziwienie.

– Tak! Praktycznie codziennie. Ale to nie jest takie straszne. Muszę tylko zmienić mu pieluszkę jak płacze i przykryć. A potem już zaraz przychodzi albo mama, albo tata.

– A ile ty masz lat, Agatko? – zapytałam z troską w głosie.

Wyciągnęła obie dłonie do góry. Zobaczyłam jak jedną rączkę zwija w pięść, a drugą pokazuje w całości, pokazując mi pięć małych paluszków.

„Ona ma dopiero pięć lat!” – pomyślałam z przerażeniem. Przyjrzałam się jej wyraźniej. „Czy to możliwe, że ma tylko pięć lat? Zna takie „dorosłe” słowa, jest taka odpowiedzialna i cierpliwa. A może to wszystko jest jednak ponad jej siły?” – pomyślałam i spojrzałam na nią jeszcze raz ukradkiem.

W domu Agatki wszystko było „za duże” – za duża odpowiedzialność, za duże oczekiwania, za duża presja, za dużo obowiązków. Nie było miejsca na dziecięcą beztroskę. I choć często bawiła się swoimi lalkami, słowa mamy i babci „Najpierw obowiązki, później przyjemność” stały się normą w jej życiu. 

A dzisiaj?

Dzisiaj niewiele się zmieniło, choć Agata ma już swoją rodzinę. Nie wiedzieć czemu bierze na siebie więcej i więcej. Bardzo kręcą ją wyzwania – po prostu lubi ten dreszczyk emocji „czy tym razem też mi sie uda”. To nic, że w środku umiera ze strachu. W duszy gra jej  znana melodia „musisz być dzielna, musisz być dzielna, musisz być dzielna”. I to dodaje jej siły, pozwala wytrzymać kolejne stresy i pokonać następne przeciwności. O jaka jest z siebie dumna, że potrafi aż tyle wytrzymać. W takich momentach przypomina sobie słowa mamy „kto, nie jak ty” i nowe siły w nią wstępują. I znowu jest gotowa do kolejnego zadania.

Jednego dnia było inaczej. 

– Dzisiaj są twoje czterdzieste urodziny! Wszystkiego najlepszego! Zadowolenia z męża i dzieci! – usłyszała Agata otwierając przecierajac zaspane oczy.

– Dziękuję! – odpowiada uśmiechając się, choć wcale jej nie było do śmiechu. „Zadowolenia z męża i dzieci!” – zamruczała pod nosem.

„Jak tu być zadowolonym, skoro całe życie poświęcam się dla innych. Ciągle za czymś gonię. Nie umiem ani na chwilę usiąść, nawet nie wiem co to znaczy odpocząć.” – pomyślała zniesmaczona i naciągnęła kołdrę na głowę. „Musisz być dzielna, nie użalaj się nad sobą!” – zagrała w jej duszy znana melodia.

Ale tym razem nie brzmiała już motywująco. Agata uświadomiła sobie, że zapędziła się w kozi róg z tym wszystkimi ambicjami, robotą i usługiwaniem.

Rozczarowanie sobą i innymi, złość z którą sobie już nie radziła, lęk przed przyszłością, który pchał ją do robienia więcej i więcej. To wszystko było już nie do zniesienia.

– Dość! Dość! Wcale nie muszę być dzielna! Wcale nic nie muszę! – wykrzyknęła pod kołdrą do siebie i przewróciła się na drugi bok.

Jeśli ta opowieść porusza wrażliwe struny w twoim sercu. Jeśli odnajdujesz w tym kawałek swojej historii, mogło się zdarzyć, że borykasz się z syndromem współuzależnienia.

Nie masz pewności?

Sprawdź, bo to może całkowicie odmienić twoje życie.

Podnieś głowę!

Zapisz się na warsztaty dla rodzin osób uzależnionych i współuzależnionych. Skorzystaj z fachowej pomocy i dowiedz się, jak możesz pomóc sobie i innym.

Wróg, czy przyjaciel? Zdecyduj sam

Osoba uzależniona kojarzy się najczęściej z zataczającym się mężczyzną lub kobietą. Generalnie widać gołym okiem, że jej/jego zachowanie odbiega mocno od normy. W niektórych budzi to litość i współczucie, w niektórych niechęć, lęk, a może nawet złość. Nie bierzemy do końca na serio słów, które wypowiada, ani też nie przejmujemy się zbytnio jej opowieściami. Dla ochrony siebie i swoich emocji, możemy taką osobę nawet całkowicie unieważnić w swoim sercu.

Rzadko jednak widzimy chorego człowieka, choć uzależnienie to choroba, która wymaga leczenia jak każda inna. A co gorsze, najczęściej sam chorujący nie chce się do tego za żadne skarby świata przyznać. Leczenie polega przecież na odstawieniu substancji lub zaprzestaniu uzależnieniowych wzorców zachowań. A to oznacza uśmiercenie „najlepszego przyjaciela”, który jedyny przynosi ukojenie i pozwala zapomnieć o trudach życia.

W tym artykule chcemy zaprosić cię do spojrzenia na uzależnienie jako na mechanizm radzenia sobie z napięciem. Taka perspektywa pozwoli nam oderwać się od koncentracji na konkretnej substancji, czy zachowaniu. Dzięki temu pokażemy Ci, że każdy z nas jest zaproszony do wypracowania konstruktywnych sposobów radzenia sobie z trudami życia codziennego. W innym wypadku narażasz się na wplątanie się w pułapkę uzależnienia, a w konsekwencji na utratę kontroli nad własnym życiem.

Gdzieś zawsze jest początek. Uzależnienie może rozpocząć się w różnym wieku. Jeśli doszło do niego po 25 roku życia, jest ono najczęściej odpowiedzią na stres, z którym dana osoba sobie po prostu nie radzi. Różne używki typu alkohol, marihuana lub zachowania tj. masturbacja, pornografia, objadanie się, pracoholizm służą w takim wypadku jako redukcja napięcia. Osoba uzależniona szuka w ten sposób ulgi. Jest to dla niej jedyny dostępny mechanizm w obliczu nadmiernego lęku i bólu. Po prostu pogrążenie się w nałogu jest skuteczną metodą na „rozpuszczenie”  emocji, które wydają się być nie do wytrzymania.

Jeśli natomiast uzależnienie powstało w wieku poniżej 25 lat, procesy nałogowe przytłaczają zdrowy rozwój emocjonalny i społeczny. Taka osoba zaczyna funkcjonować według logiki „wszystko, albo nic” i traci możliwość elastycznego reagowania na sytuacje, które przynosi jej życie. Nałóg staje się jedynym źródłem ukojenia i przyjemności.

Niestety jest tak, że uzależnienie jest zjawiskiem społecznym, tzn. dochodzi do niego w relacji z inną osobą. Ktoś poda pierwszy papieros, naleje pierwszą lampkę wina, podrzuci film pornograficzny. Wszystkie substancje i mechanizmy uzależnieniowe przynoszą krótkotrwałą ulgę i rozluźnienie. Pozwalają zapomnieć o trudnej rzeczywistości. Przynajmniej na chwilę.

Chcemy zwrócić twoją uwagę szczególnie na uzależnienie od mediów społecznościowych, czy gier komputerowych. To sprawa czysto towarzyska. „Wszyscy grają”, „Jeśli nie będę miał tej gry, nie mam o czym rozmawiać z kumplami na przerwie”, „Jeśli nie ma mnie w necie, to tak, jakbym nie istniał”. Na takie uzasadnienie trudno być nieczułym. Przecież nie chcemy, by nasze dzieci były wykluczone ze społeczności. Co za paskudnie zamaskowana pułapka! Dajemy się w nią łatwo złapać, bo presja świata jest ponad nasze możliwości. Zresztą, jeśli nawet zabronisz, ograniczysz, będziesz kontrolować z całych sił, nie masz gwarancji, że twoje dziecko na nocowaniu u kumpla nie spędzi 12 godzin (a może nawet dłużej) odbijając sobie w nadmiarze „zakazany owoc”. A jak często zdarza się tobie scrollować wiadomości w smartfonie lub dajesz się wciągnąć w otchłań kolejnego odcinka serialu?

Chodzi po prostu o to, że nie mając zdrowych mechanizmów radzenia sobie z napięciem tracimy umiar i zamiast rozwiązywać problemy zaczynamy je wypierać. I właśnie taki mechanizm unikania życia staje się pułapką, z której z czasem trudno jest się samemu wydostać. Nic dziwnego, bo skoro nie wykształciliśmy w sobie zdrowego sposobu radzenia sobie z życiem, potrzebujemy ich po prostu się nauczyć. To oznacza zmianę, która dla większości z nas jest przerażająca. Pytania typu „skąd będę wiedział, że mi się to spodoba”, „kim się stanę?” są jak najbardziej uzasadnione i leżą u podstaw ludzkiego lęku przed nieznanym.

A jednak, w głębi serca każdy z nas tęskni za wolnością, miłością i bliskością. A żadna zdrowa relacja nie jest możliwa, jeśli tkwisz w uzależnieniu. Bo to właśnie nałóg jest twoim „skarbem” i to dla niego organizujesz sobie swoje zajęcia i czas. I do momentu, kiedy nie zmierzysz się z prawdą, że straciłeś kontrolę nad swoim życiem, oddajesz je we władanie uzależnieniu. Najtrudniej jest jednak uwierzyć, że „skarb” i „przyjaciel” to zwykli zdrajcy i oszuści. Kradną ci sekunda po sekundzie twoje życie, choć obiecują szczęście i beztroskę.

Pora nazwać sprawy po imieniu i odzyskać to, za czym tęskni twoje serce. Bez tego nie da się zrobić ani kroku dalej, bo tylko ty sam możesz zdecydować, by zmierzyć się ze swoim nałogiem i go pokonać. A wszystko inne się ułoży.

Podnieś głowę!

Zapisz się na warsztaty dla rodzin osób uzależnionych i współuzależnionych. Skorzystaj z fachowej pomocy i dowiedz się, jak możesz pomóc sobie i innym.

Historia małej dorosłej dziewczynki i misia Bubu

Posłuchaj historii o małej dorosłej dziewczynce. 

Dawno dawno temu żyła pewna dziewczynka, która jak wiele innych małych dziewczynek, marzyła o szczęściu. Śniła o mężczyźnie, który wreszcie pojawi się w jej życiu i wyzwoli ją z tego paskudnego odczucia, że coś jest z nią nie tak. 

„Musi być przecież we mnie coś, co można pokochać” – myślała sobie. „Na pewno to masz, tylko jeszcze nikt tego nie odkrył”- słyszała, kiedy przytulała się do jedynego przyjaciela – pluszowego misia Bubu. To bardzo pokrzepiało jej małe i bezbronne serduszko.

Dziewczynka dorastała. Nadszedł  ten dzień, kiedy z dziecka stała się kobietą. W jej sercu jednak pozostała nadal ta sama tęsknota: „Czy ktoś kiedyś mnie pokocha? Czy odkryje we mnie tę najbardziej skrytą część mnie? Czy uda mu się dotrzeć do mojej duszy? Czy kiedykolwiek będę szczęśliwa? Czy będę kiedyś dla tą najważniejszą i jedyną?”. Czasami te myśli napełniały ją smutkiem i niepewnością. Tak bardzo, że chciała uciec gdzieś daleko, daleko i zacząć zupełnie inne życie. 

Dorastając czuła się coraz bardziej samotna i niezrozumiana przez innych. Tęsknota za miłością, ta rana w jej sercu wydawała się coraz bardziej krwawić. Istny koszmar i napięcie nie do wytrzymania. Przyszedł ten dzień, w którym mała dorosła dziewczynka postanowiła, że da komuś szansę, by poszukał w głębi niej to „coś”, co uczyni ją dla niego wyjątkową. 

Dorosła, choć ciągle jeszcze mała dziewczynka zaryzykowała. Otworzyła swą duszę i w zamian za to otrzymała tylko obojętność i brak zainteresowania. Znowu inni byli ważniejsi niż ona. O jak bardzo to bolało, jak bardzo. 

Mijały lata i mała dorosła dziewczynka coraz bardziej zaczęła wątpić, że jeszcze kiedykolwiek będzie szczęśliwa. Ba, zaczęła nawet wierzyć, że nie jest warta miłości. Coraz częściej słyszała podszept w swojej głowie: „nic nie warta, nic nie warta, nic nie warta”. To było jak przeszywający sztylet wbijany prosto w krwawiącą ranę jej serca. Znowu chciała uciec. Daleko, daleko, by nikt nigdy jej już tak bardzo nie ranił. 

Mijały tygodnie i lata. Mała dorosła dziewczynka coraz rzadziej się śmiała. Tylko gdy była sama pozwalała sobie na powrót do najgłębszego smutku jej duszy. A w ciągu dnia przywdziewała różne maski  – dobrej mamy, rzetelnego pracownika, zaangażowanej przyjaciółki. 

Przychodziły takie momenty, kiedy czuła się naprawdę zmęczona. Wtedy całkiem niespodziewanie pojawiały się nękające i pełne żalu myśli „Kim ja naprawdę jestem?”Dlaczego nie mogę być tak po prostu szczęśliwa?”. A demony w jej głowie odpowiadały skazująco: „nic nie warta, nic nie warta, nic nie warta!”. 

Ale mała dorosła dziewczyna radziła sobie z nimi całkiem dobrze. Po prostu zakładała jedną z wielu masek, mówiła na przykład „Co dzisiaj zjedlibyście na obiad, kochani?”. I demony na chwilę czmychały z jej głowy. W małej dorosłej dziewczynce tęsknota za szczęściem nadal rosła. W końcu nawet maski przestały już pomagać. Wszystko w jej sercu wołało z bólem „Nie, nie chcę tak dalej żyć! Chcę być w końcu szczęśliwa!”. 

Postanowiła, że kolejny raz otworzy się na to, co przyniesie jej los. I przyniósł mężczyznę, który jakby czytał w jej duszy. Godzinami rozmawiali i dzieli się sobą. „Tak! To ten! Odkrył we mnie tę najskrytszą część mnie. Jestem warta miłości” – podśpiewywała mała dorosła dziewczynka, gdy nikt jej nie słyszał i podskakiwała ze szczęścia. Z wypiekami na twarzy wyczekiwała na kolejne spotkania i rozmowy. Było cudownie. Świat należał do nich. 

„Nie mogę z tobą już więcej być” – usłyszała któregoś dnia znajomy głos w słuchawce. „Należę już do kogoś, a ktoś należy do mnie. Kiedyś już wybrałem i chcę pozostać temu wierny. Jednak kocham.”. Małej dorosłej dziewczynce zawalił się świat. Znowu! Znowu, ktoś inny jest ważniejszy niż ona. „Dlaczego to zawsze mi się przytrafia? Dlaczego nikt nie może mnie po prostu pokochać? Dlaczego zawsze ja przegrywam z innymi?” – rozpaczała w swojej głowie. A demony wtórowały „nic nie warta, nic nie warta”. 

Jeśli ta historia dotyka twojego serca, to spróbuj zadać sobie inne pytanie: „Po co to wszystko ci się przydarza,?”. Jaką traumę swojego życia i jakie mechanizmy z dzieciństwa powtarzasz chcąc się od nich wyzwolić? Odpowiedź na to pytanie może być początkiem nowego życia. Życia, w którym świadomie dokonujesz wyborów, a nie od niego uciekasz. Życia, w którym uznajesz, że jesteś wyjątkowa i ważna. I nie potrzebujesz szukać potwierdzenia tego faktu u innych ludzi. 

Sztuka przepraszania

Przeproś mnie za to! Nie przeproszę! Dlaczego? Bo tego tak nie czuję! Ale sprawiłeś mi przykrość! Masz mnie za to przeprosić! To twoje uczucia, weź za nie odpowiedzialność!
Co myślisz o takiej wymianie zdań? Nam nasuwają się dwa pytania:
1) Po co komu „wymuszone” przeprosiny? „Sprawca” bólu i tak nie poczuwa się do odpowiedzialności. A więc najprawdopodobniej będzie ranił dalej.
2) Dlaczego „sprawcy” tak trudno wypowiedzieć słowo „przepraszam” i uznać, że sprawił drugiej osobie przykrość. Może nie lubi być zmuszany?
To skomplikowane, powiesz. Zgoda, łatwe nie jest! Niestety w szkole nas nie uczono, jak brać odpowiedzialność za swoje zachowanie i słowa. Bez wymuszania i manipulacji. Rodzice też nie byli dobrym przykładem.
Mamy dobrą wiadomość! Jako dorośli możemy się tego nauczyć. Poznaj 5 kroków skutecznego przepraszania. Uwolnij jego moc w Twojej relacji małżeńskiej 🎉 Kliknij tutaj i poznaj 5 kroków skutecznego przepraszania

 

Początek nowego!

– Jakie mam wspomnienia ze Świąt Bożego Narodzenia,  jak jeszcze mieszkałam z rodzicami? –...

O Agatce, która musiała być dzielna

– Ding dong! – znajomy głos dzwonka wyrwał mnie z myślenia o niebieskich migdałach. Ewidentnie był...

Wróg, czy przyjaciel? Zdecyduj sam

Osoba uzależniona kojarzy się najczęściej z zataczającym się mężczyzną lub kobietą. Generalnie...

Historia małej dorosłej dziewczynki i misia Bubu

Posłuchaj historii o małej dorosłej dziewczynce.  Dawno dawno temu żyła pewna dziewczynka, która...

Sztuka przepraszania

Przeproś mnie za to! Nie przeproszę! Dlaczego? Bo tego tak nie czuję! Ale sprawiłeś mi przykrość!...

Jesteście gotowi, by pozbyć się destrukcyjnych kłótni?

Kliknij tutaj i wybierz naszą sprawdzoną metodę i zapisz się na warsztaty „Wolni od destrukcyjnych kłótni” lub zarezerwuj terapię indywidualną dla par.

Zaspokajanie potrzeb i destrukcyjne kłótnie.

Pewnie Ty też tęsknisz za porozumieniem, dialogiem, bliskością. My wszyscy bardzo potrzebujemy spokoju, odpoczynku i wzajemności. Marzymy o relacjach opartych o współpracę, równość i życzliwość. 

❓ A co, jeśli rzeczywistość wygląda, oględnie mówiąc, rozczarowująco: mąż „ucieka” do pracy, żona non stop jest zajęta, a później wykończona i nerwowa, dzieci jakieś depresyjne i nic im się nie chce. Jak żyć z tak dużą rozbieżnością między pragnieniami a rzeczywistością? Jak żyć z takim rozczarowaniem, że przecież moje życie miało wyglądać inaczej?

💭 Zapominamy w tym wszystkim o kluczowej sprawie, że Ja to Ja, Ty to Ty. Każdy z nas jest odrębnym człowiekiem, ze swoimi pragnieniami, wyobrażeniami, historią życia, poglądami. A jednak mieszkamy pod jednym dachem, chcemy wspólnie spędzać czas i cieszyć się szczęściem. Jak to pogodzić?

Z pewnością nie raz słyszeliście takie zdanie „traktujesz mnie jak przedmiot” albo „nie jestem maszynką do zaspokajania twoich potrzeb” itp. Co te słowa mogą oznaczać tak naprawdę?

Cóż, możemy traktować innych ludzi jak „TY” albo jak „to” – jak podmiot lub jak przedmiot 🤖 . Oczywiście, że nasza codzienność często sprowadza się do załatwiania różnych ważnych spraw. Bez tego utknęlibyśmy w jakimś bliżej nie określonym stanie filozoficznym 🙂 – w końcu płacąc za zakupy w sklepie słyszymy pytanie: „kartą, czy gotówką?”, nikt nie potrzebuje pytania: „jak się pani miewa, co tam u dzieci i męża?”. Bo obsługująca osoba jest w roli sprzedawcy, a my w roli kupującego. I wszystko gra! Zapłacone, najedzone 🙂 

Ale co z naszymi „rolami” męża i żony? Czy Ty widzisz w swoim mężu / swojej żonie człowieka, czy „zadanie”? A przecież nie wychodziłaś za mąż / nie żeniłeś się z przedmiotem, a z Osobą – z wadami i zaletami, z pragnieniami, poglądami itd.

❄️ ❄️ ❄️ Chcemy Cię dzisiaj zaprosić do refleksji nad Twoją relacją małżeńską. Co takiego wydarza się w Twojej relacji, że zbyt często zdarza Ci się przedmiotowo traktować swoją żonę / swojego męża? Po co to robisz? Jakie mury potrzebujesz zburzyć i co zmienić w sobie, by dostrzec po drugiej stronie prawdziwego człowieka z krwi i kości, a nie tylko Twoje wyobrażenie o nim?

❓ Co, gdybyś po prostu uznał/uznała, że Ty jesteś OK i Twój mąż / Twoja żona TEŻ jest OK? Jak bardzo zmieniłoby się Twoje życie?

❓ Co by się zmieniło w Twojej relacji, gdybyś przestał/ przestała traktować Ją/Jego jako robota do spełniania Twoich potrzeb?

Początek nowego!

– Jakie mam wspomnienia ze Świąt Bożego Narodzenia,  jak jeszcze mieszkałam z rodzicami? –...

O Agatce, która musiała być dzielna

– Ding dong! – znajomy głos dzwonka wyrwał mnie z myślenia o niebieskich migdałach. Ewidentnie był...

Wróg, czy przyjaciel? Zdecyduj sam

Osoba uzależniona kojarzy się najczęściej z zataczającym się mężczyzną lub kobietą. Generalnie...

Historia małej dorosłej dziewczynki i misia Bubu

Posłuchaj historii o małej dorosłej dziewczynce.  Dawno dawno temu żyła pewna dziewczynka, która...

Sztuka przepraszania

Przeproś mnie za to! Nie przeproszę! Dlaczego? Bo tego tak nie czuję! Ale sprawiłeś mi przykrość!...

Jesteście gotowi, by pozbyć się destrukcyjnych kłótni?

Kliknij tutaj i wybierz naszą sprawdzoną metodę i zapisz się na warsztaty „Wolni od destrukcyjnych kłótni” lub zarezerwuj terapię indywidualną dla par.